W moich żyłach płynie chlorofil od dziecka. Mój związek z roślinami trwa od wielu wielu lat, nie jest to efekt pandemii, dzięki której wiele osób nie mogąc wychodzić z domu postanowiła znaleść sobie przyjemne domowe zajęcie. Kwiaty w moim życiu były od zawsze. W domu rodzinnym stała u nas palma, którą moja mama dostała od mojej babci, była ona hodowana specjalnie na okoliczność przeprowadzki do nowego domu. Naprawdę była ogromna i miała wielką zdobioną doniczkę. Jako dziecko podkradałam z kuchennej szafki małe fasolki i wpychałam w ziemię. Rodzice nie byli zadowoleni, bo fasola trochę szybciej rosła niż wspomniana palma.Przenosili ją później do ogródka. Teraz jak myślę o tym, to wiem jak silne było we mnie to posiadanie roślin.

Z wakacji przywoziłam szczepki, robił też tak mój tato. Po pierwszej kolonii w Łebie, przywiozłam sobie okulary popularne wtedy „lenonki” a w plastikowej butelce w wodzie morskiej glona morszczyna. Szkoda, że w dorosłym życiu nie mamy tyle wiary w siebie co 10 letnie dziecko, które wierzy, że glon przeżyje.

U nas zawsze było dużo roślin, dużo się o nich mówiło i trochę mnie to nawet denerwowało. Ale czym skorupka za młodu nasiąknie…

Dziś trochę łatwiej jest hodować rośliny, jest mnóstwo książek o tematyce roślinnej, pewnie bym naliczyła z 20 pozycji, takich całkiem nowych ale mam tez książkę o hodowli begonii z 1975 roku (najstarsza z wszystkich). Jest też YT skarbnica wiedzy o wszystkim są tam osoby, które dzielą się swoją wiedzą i doradzają. Łatwiej też kupić rośliny nawet i te kolekcjonerskie, bo dostępność jest naprawdę bardzo duża. Hasło #polishjungle czy #urbanjungle jest dość popularnym # na instagramie.

Ile mam aktualnie roślin?

Mam obecnie 240 roślin, tak to naprawdę, prawda też się zdziwiłam jak je przeliczyłam. Każdy parapet w domu jest dość mocno obstawiony. Niektóre rośliny są ze mną od początku od kiedy mieszkamy w naszym domu (czyli 6 lat), ale są tu też takie, które przyszły tu razem ze mną a raczej szczepki, bo macierzyste rośliny zostały u rodziców.

Co mi to dało?

Przed wszystkim życie w pasji tego co się lubi robić jest o wiele piękniejsze. Posiadanie tak dużej ilości roślin wypełnia mój wolny czas w dość dużej mierze. Wspólnym mianownikiem tego jest to, że za tym czasem z roślinami, którym muszę poświęcać idzie spokój, który przy nich odzyskuje. Nie wiem jak się to dzieje, nie będę rozkładać tego na czynniki ale nie raz się przekonałam, że „ucieczka” w rośliny sprawia, że problemy robią się mniejsze.

Po co taki blog?

Lubię bardzo pisać i chcę tutaj udowodnić, że hasło „ma rękę do kwiatków” jest trochę przereklamowane. Dowiesz się tu, że to fajna wdzięczna pasja na lata której można się nauczyć i której nie tylko coś dajesz od siebie ale również dodajesz coś w zamian. Swoistego rodzaju nagroda, która zmieni Twoje życie na zawsze…

i tego Ci życzę…

Natalia